trolu przerwały tę walkę.... Była to widocznie obmyślana zasadzka. Fogelwander doskonale spamiętał sobie twarze napastników, a na drugi dzień generał Witte kazał wyruszyć całemu garnizonowi do appelu, aby odkryć złoczyńców.
Nie brakło ani jednego żołnierza przy tej lustracyi. Fogelwander chodził z generałem wzdłuż frontu i bacznie przypatrywał się twarzy każdego żołnierza — napastników nie znalazł. Widocznie złoczyńcy nie byli żołnierzami, przebrali się tylko w mundury, aby tem bezpieczniej i łatwiej urządzić zasadzkę...
Trzecim razem, w dzień jasny, gdy Fogelwander w swej kwaterze odbierał raport od wachmistrza Porwisza, brzębła szyba i kula z piekielnym świstem przeleciała mu obok piersi, zawadziwszy o ryngraf metalowy, na którym ślad wyraźny zostawiła. Porwisz i Fogelwander rzucili się na ulicę — daleko dokoła nie było nikogo.... Strzał jakby z niewidomej padł ręki....
Te trzy zamachy w krótkim przeciągu czasu przekonały Fogelwandra,
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/338
Ta strona została przepisana.
— 334 —