Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/341

Ta strona została przepisana.
— 337 —

— mówił smutny i zawstydzony Porwisz. — Z respektem mówiąc pokornym, mości rotmistrzu, my tu bez Ogarka nie damy sobie rady z tym opryszkiem....
— Bądź spokojnym — odparł z uśmiechem Fogelwander — będzie tu niebawem i Ogarek, bo gwardya piesza ze Lwowa dostała także ordynans ruszyć do Kamieńca. Tymczasem i bez niego nic nam się nie stanie, a Szachin jeśli nie uciekł, będzie wisiał na szańcu fortecowym.
Zamachy na życie oficera ustały od niejakiego czasu. Fogelwander począł już przypuszczać, że Szachin po tylu daremnych usiłowaniach odstąpił już od swego zamiaru, lub przynajmniej odłożył zemstę do wygodniejszej pory. Wstydziło go i krępowało mu osobistą swobodę to ciągłe zachowywanie ostrożności, więc też mniej już był bacznym i przezornym. Poprzestał tylko na tem, że nie wychodził nigdy bez nabitych pistoletów i unikał wycieczek późną nocą po odleglejszych częściach Kamieńca. Do tego rozproszenia obaw przyczyniło się także i to, że Fogelwander z swoją dra-