bardzo całą tę postać, z którą czytelnik nasz po raz pierwszy spotkał się na karmelickich szańcach we Lwowie.
— Co tu robisz, Trokim? — zapytał Fogelwander surowo — czy ty chcesz, abym przywołał żołnierzy i do lochów znowu cię rzucił. Jak śmiałeś ten próg przestąpić? Czy nie wiesz, że skoro cię ujrzałem mam obowiązek okuć cię w kajdany i natychmiast oddać komendantowi?
Na twarzy watażki zaigrał uśmiech przelotny.
— Już wy mi to wybaczycie, jasny panie, ale ot po szczeremu mówiąc, Trokim się tego nie boi.... Wiem ja, gdzie idę i po co idę....
— Przyszedłeś po śmierć albo po kajdany — zawołał oficer — bo jeźli nie poddasz się dobrowolnie i nie pójdziesz ze mną do strażnicy, zastrzelę cię jak psa!
I Fogelwander podniósł w górę pistolet.
— Nie, wy tego nie zrobicie, jasny panie — rzekł spokojnie — a dla czego nie zrobicie, ja wam powiem. Na kulę
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/344
Ta strona została przepisana.
— 340 —