Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/346

Ta strona została przepisana.
— 342 —

ta sierść jego była wypłowiała, brudna, i zwijała się w gęste kudły; tu i owdzie zaś oblazła zupełnie. Na łbie znać było szeroką nie zarosłą bliznę, która szła przez nos aż ku oku, jedna z łap przednich była krzywa, widocznie od złamania. Było psisko niekształtne, zlewek i parodya wszelkich ras. Pan i pies nie mieli sobie nic nawzajem do zazdroszczenia co do urody.
— To mi sobaczka mądra — mówił watażka spoglądając ze szczególną czułością na zwierzę — to mi brat ten Bimbasza! Gdyby tylko na dwóch nogach chodził, a mówić umiał, wart być atamanem; cały kureń by wodził, a dobrze... Nie ładny on, bo nie ładny, taka już jego uroda; niedarmo pies hajdamacki. Ale za to śmiały i silny; wilka weźmie, chłopa powali. Pięć lat on ze mną chodzi, w najgęstszy ogień za mną bywało bieży... Kula turecka nogę mu złamała, ot jak widzicie, a przez łeb dragon go tak pałaszem uderzył!... Świat cały zejść za taką sobaczką....
Zuch Bimbasza, mołojec tęgi! Lachów zwącha, dragonii nie lubi; jak świecący