Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/351

Ta strona została przepisana.
— 347 —

mi był w szańcach lwowskich. Poznał ja was od razu, i widzę, że to na waszą głowę się nasadzili.... Ho, ho.... myślę sobie, weźcie sobie całą kopę głów oficerskich, jakich chcecie, ale tego mi nie ruszcie. Już to mój oficer; miłościwy pan, serce miał dla mnie — tego wam nie dam. Tak ja zaraz chyłkiem z karczmy na pole, a polem za wami i za dragonią. Wy drogą, ja polem, wy polem, ja drogą. Wy do miasta, ja za wami, wy do kwatery, a ja także.... Ot i wszystko Trokim powiedział, co wiedział. Pilnujcież wy się, a dobrze; w nocy goście do was przyjdą....
Fogelwander stał, milcząc, jakby pod głębokiem wrażeniem opowieści, i patrzał z pewnem zdumieniem na hajdamaka. Chociaż przestroga Trokima była dla naszego oficera wielce ważną i ocalała mu życie, przecież nie tyle samo odkrycie zamachu, co postać opryszka zajmowała w tej chwili Fogelwandra.
Patrzał na watażkę, jak na dziwną, tajemniczą zagadkę... Ten człowiek mówił o zbrodni, jak o rzeczy naturalnej i godziwej, morderstwo uważał za zaro-