Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/363

Ta strona została przepisana.
— 359 —

watel, wierny królowi aż do poświęcenia, ratował, jak mógł, honor polskiej broni na tym kresie Rzeczypospolitej, utrzymywał karność, czuwał, ile mógł, nad bezpieczeństwem w tym nieszczęsnym zakątku podolskim, który był wieczystym szlakiem rozbójnictwa, ciągłą areną opryszków polskich, tureckich i włoskich.
Wszystko się obalało na Kamieniec i na biedną głowę jego komendanta; była to istotnie posada ciężka i przykra. Zbiegały się tu w pobliżu trzy granice: rosyjska (po pierwszym podziale), multańska i turecka; tu były ciągłe waśnie nadgraniczne, tędy szła dżuma i powietrze morowe; tędy wiódł szlak międzynarodowego rozbójnictwa, które w tak niesłychany sposób wybujało w ostatnich dziesiątkach lat XVIII wieku. Trapił się generał de Witte najrozmaitszemi kłopotami; kłócił się o honor granic polskich z Rosyanami, z baszą chocimskim, z hospodarem wołoskim, głaskał i groził, wywijał się dyplomatycznie, bo trzeba było zachować powagę Rzeczypospolitej, a niewolno było narazić się sąsiadom;