obawa, że przyjdzie mu się może na zawsze rozstać z Fanaryotką. Uczuł teraz, że urocza postać młodziutkiej cudzoziemki zrosła się z najmilszemi jego marzeniami...
Wśród takich rozmyślań, obaw, przypuszczeń i najrozmaitszych planów, na jakie się tylko zdobyć mogła żywa imaginacya rozkochanego młodziana — szybko mijała droga... Pod samym już Kamieńcem, przy Janczynieckiej karczmie, zatrzymał się na chwilę Fogelwander, gdy naraz zwrócił uwagę jego widok, przypominający mu jedną z postaci, która tak dziwną i fantastyczną odgrywała rolę, i pierwszym była powodem zajść wszystkich.
O kilkanaście kroków od karczmy ujrzał Fogelwander dużego, burego i niekształtnego psa, w którym zaraz poznał Bimbaszę Watażki...
Pies szedł naprzód na trzech tylko nogach, unosząc czwartą w powietrzu, jakby była zranioną... Za Bimbaszą szedł człowiek jakiś w nędznej płótniance ale nie był to Trokim hajdamak...
Fogelwander nie mógł pokonać swo-
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/380
Ta strona została przepisana.
— 376 —