Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/390

Ta strona została przepisana.
— 386 —

— dodał zwracając się do stróża z janczynieckiej karczmy.
— Szuka Trokima, jasny panie — odparł chłop — pobiegł dalej za śladem, ot tam zniknął teraz za skałą...
— Mości rotmistrzu — ozwał się Porwisz — jeżeli Trokim tu był, musiał być w omdleniu lub ciężko ranny; dla tego to psisko rozumne nas tu przywiodło.
— Gdzieżby się podział?...
— Ot gdzie... — wtrącił teraz chłop — pewnie przyszedł do siebie, zwlókł się i dalej poszedł w debry nim pies powrócił... Patrzajcie jasny panie, tu są ślady krwi...
Istotnie od pieczary prowadziły ślady krwi... Fogelwander poszedł za temi śladami i spotykał tu i owdzie zgubiony dukat, pierścień lub inny klejnot jaki... Może ciężko ranny watażka chciał unieść życie i część skarbu z miejsca, na którem go zdradliwie zaskoczono. Uchodząc, znaczył ślady swe krwią i złotem...
O kilkadziesiąt kroków w skrytym załomie skały ślady te ustawały. Było na tem miejscu więcej krwi razem, i znajdowały się części odzieży watażki.