Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/51

Ta strona została przepisana.
— 47 —

Ale walka ta wewnętrzna trwała krótko. Z głębi sumienia wydzierał się wymowny głos protestu przeciw takiej haniebnej frymarce. Fogelwander zadrżał sam przed sobą, że choć na chwilę mógł się wahać w podobnej sprawie.
— Nie! — rzekł stanowczo — to być nie może!
Szachin próbował jeszcze raz swej wymowy, ale Fogelwander przerwał mu i mówić nie pozwolił.
— Skoro być nie może, to jest, skoro pan rotmistrz nie chce w żaden sposób, choć Szachin dałby się wyciągnąć na dwieście dukatów.... to niech i tak będzie. Ale kiedy pan graf przez ludzkość odmówi mi jednej prośby, to przez ludzkość nie odmówi drugiej. Wiem, że między pojmanymi hajdakami był jeden, który mnie trochę obchodzi. Ja miałem długie lata u siebie sługę, poczciwego chłopa. Namówili go, dał się głupi skusić i poszedł do czerni. Żyd jeden z Brodów mówił mi, że widział, jak go razem z innymi pędzono do Lwowa. Chciałbym się przekonać, czy jest tu