Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/87

Ta strona została przepisana.
— 83 —

sce jakiś szpakowaty już biały rak to jest sierżant z pułku Goltza, ubrany w białą kurtę z karmazynowemi burtami, a w końcu harmatnik czyli artylerzysta w zielonym kabacie z czerwonemi wyłogami i dwoma mosiężnemi działkami na ryngrafie.
Był to więc sam cudzoziemski autorament z wyjątkiem namiestnika od lekkiego znaku, który jako szlachcic był najmocniejszego przekonania, że czyni wielki honor autoramentowi, siedząc z nim przy jednym stole. Tegoż samego zdania musiał być jakiś towarzysz złotej chorągwi w bardzo wytartym kontusiku i poszarpanym moderunku, który dotychczas bawił się w ten sposób, że od konfederatów przechodził do regałów, a od regałów do konfederatów, niby szukając swojej chorągwi, aż nareszcie straciwszy konia i zostawszy bez grosza, przytulił się z łaski przy garnizonie lwowskim.
Na szarym końcu stołu i tuląc się widocznie pod łaskawą opiekę i protekcyę gwardyaka, siedział nieśmiało kozak dworski z Krystynopola, setnik kozackiej milicyi pana wojewody kijowskiego. Był