Serce Marysiu, jadę do Warszawy, —
Ni noc, ni słota podróży nie wstrzyma;
Jutro gdy w stepie pozłocą się trawy,
Mnie nie dopatrzysz czarnemi oczyma....
— Dajże sobie waćpan pokój — przerwał towarzysz złotego znaku — wy młodzi to zawsze tylko o jakichś Blandyllach i Farwonisiach śpiewacie. Posłuchajcie no starej pieśni polskiej, szlacheckiej, marsowej, jak ta owo, którą tu zanucę.
I pan Towarzysz z wielką emfazą choć trochę ochrypłym głosem śpiewać począł:
Ockniej się Lechu, przerwiej sen twardy:
Czycha nad tobą Bisurman hardy,
Czas przetrzeć źrenice,
A toczyć krynice
Łez gorzkich!
Już pod armatą ziemia przyklęka,
Już Ukraina pod Turkiem stęka,
Już braniec spętany,
Już brzęka w kajdany.
A ty śpisz!
— A ty śpisz! — grzmiącym chórem zawtórzyli obecni.
Kozak Kłyszko, który skutkiem wielkiej dozy szlachetnego muszkatela za-