Mendel mój dobry znajomy, jak ja mu szepnę na ucho, to on zajrzy do kącika w piwnicy i wyniesie taką buteleczkę, co już nie była młoda, kiedy król Sobieski pod Wiedniem chodził....
— To chyba tego węgrzyna, kiedy to rycerskie czasy pamięta... — rzekł pan Porwisz i pokręcił sztorcowanego wąsa.
Stanął wkrótce węgrzyn na stole; pan wachmistrz skosztował i pochwalił.
— Niezły trunek, zaprawdę... ale...
Szachin usłużnie i pytająco nań spojrzał, jakby chciał odgadnąć skwapliwie to „ale.“
— Ale... — ciągnął wachmistrz jeżeli na sucho rozmawiać nie lubię, to nie chciałbym także, aby tamci czekali na mnie na sucho...
I wskazał pokój, w którym zostawił swoje towarzystwo.
— Niech Bóg zachowa! i ja tego nie chcę! — zawołał Szachin — Mendel! gąsior tego samego wina dla panów oficerów na mój rachunek.
Uspokoiwszy tak swoje sumienie przyjacielskie, Porwisz wychylił nową
Strona:Władysław Łoziński - Skarb Watażki.djvu/96
Ta strona została przepisana.
— 92 —