— Ha no to i przez ten tydzień mozna coś zobacyć: choćby Strążyska, Kościelisko i Kalatówki.
— Kalatówki i Strążyska widziałem, gdym tu był przed szesnastu laty. To codzienna zabawka, i jeżeli już co zobaczyć, to już warto wyprawić się na jaki wierch.
— A u Rybiego byli?
— W Morskiem Oku nie byłem.
— No to trza pojechać.
— Jechać nie myślę, ale pójść przez Zawrat.
Sieczka popatrzył na mnie, a potém rzekł:
— No jeśli nie miewają zawrotu głowy, a nogi dobre, to mozemy spróbować. Jeno ze to panowie z miasta, lubią się zrywać, a potém nie mogą dojść i z drogi wracają i wymyślają na nasze piękne góry, jakby to one były winne, że ktoś chodzić nie umié. To kiedyż pan chcą iść do Rybiego.
— Wprzódy radbym zwiedzić inny szczyt, odbyć jednodniową wycieczkę, żeby wypróbować, czy potrafię.
— No to można na Bystrą, bo to najłatwiejsza droga, jednego dnia wrócimy.
— Nie, mój Macieju, Bystrą późniéj zwiedzimy, a rozpoczniemy od Świnicy.
Maciej zerwał się z siedzenia, zmierzył mię wzrokiem, w którym błyskawicą mignął wyraz szyderstwa i rzekł:
— Ho ho, na Świnicę to nie tak łatwo. Było tam kilka osób, nawet i parę pań, ale bardzo wiela zawróciło nazad od Pośredniéj Turni, bo się przelękli. Ja ich nie powiodę, bo to nie na nich droga.
— Ja się nie przelęknę — odpowiedziałem — a jeżeli nie zechcecie mię prowadzić, to znajdę takiego, co pójdzie ze mną, choćby i Wala. A wstyd będzie, gdy mię kto inny zaprowadził tam, gdzie się bał przewodniczyć ten Maciej Sieczka, który odkrył na Świnicę drogę.
— Gorsy to będzie wstyd, jak się od spodu Świnicy nawrócą.
— To już i wstyd zniosę, ale od zamiaru nie odstąpię.
— Ha, spróbujemy, kiedy się tak uparli — odpowiedział Sieczka — ale zeby potém pamiętali, żem ich ostrzegał.
— Tatuś nas weźmie z sobą, mnie i Władzię — zawołała Zosia, starsza moja córka, obejmując mię w pół z przymileniem.
— Tak, tak pójdziemy razem — dodała młodsza.
Sieczka popatrzył na obydwie z zadziwieniem i rzekł z uśmiechem:
— Tak się to panienki rwą do onéj Świnicy, a to przecie nie tak łatwo wyjść jak spacerować po mieście.
— O ja na to nigdy nie pozwolę — zawołała moja żona z obawą — czytaliśmy opis wycieczek na Świnicę Eliasza — tam bardzo niebezpieczno.
— Wszak ja tam będę i gdy dostrzegę jakie miejsce niebezpieczne, to się wrócimy — mówiłem, uspokajając trwogę matki — a jeśli są w Tatrach, niechże coś zoboczą.
Dzieweczki ucieszyły się bardzo, a Sieczka dodał;
— Niech się pani nie boi. Wodziłem ja tu kobiety, a wróciły szczęśliwie. Co prawda, były to osoby przyzwyczajone chodzić po górach, bo to żona i siostra pana Heliasza, ale kiedy panienki mają taką ochotę, to im nie trza zabraniać: niech już pani będzie o to spokojna, ja odpowiadam za to, że się im nic złego nie stanie.
— A więc przez jutro rozpatrzymy stę w górach, a pojutrze o świcie: marsz!
— To się wié, że o świcie — mówił Maciej — bo musielibyśmy po nocy wracać.
Strona:Władysław Ludwik Anczyc - Wspomnienie z Tatr.djvu/8
Ta strona została uwierzytelniona.