tylko skrzypce na najcieńszej strunie wziąć mogą. W lesie chłodno: smutne smreki stoją jak wycięte z blachy, oblane sutą okiścią, siwawe na czubach; straszna rosa — już nie krople, lecz strugi wody spływają po listeczkach czernic i borówek, które błyszczą jak polakierowane. Na subtelnych piórkach mchów, na igłach smreczyny perlą się grube krople; słychać kapanie wody po gąszczu smrekowym. Gdzie rozstępują się zwarte szeregi, w powietrzu bujają nitki pajęczyny, nanizane najsubtelniejszemi perełkami rosy, i rysują w słońcu tęczowemi barwami, a choć niema wiatru, naginają się, giną w cieniu i znowu powracają w słońce, mienią się barwami szafirów, szmaragdów i złota. Gdzie rozwierają się i rzednieją stare drzewa — młode smrecuszki, jak trawa, zielenią się, jak żytnia ruń, i perlą oblane siwawą rosą. Tylko pod grubszemi drzewami leży suche igliwie i bielą się uschłe, obłupione z kory korzenie wyciętych drzew. Oczy mimowoli pomykają po ziemi za zielonymi mchami, tą cudną zielenią: jedne jakąś rucianą, oliwkową,
Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.