łem runem płacheć — to grulisko. Te lechy podłużne — to kapuścisko, a każda lecha podobna do maglownicy, porznięta w grządki, których jeden bok czerni się czarnością borowiny, a drugi w cieniu jest srebrzysty od siwego zamrozu; a na grzędach siedzą głęby buławowate, cienkie w odziemcach, grube u góry. Te pałygi, to jedyne roślinne rzeczy, których góral nie zebrał z pola — on, co wydrapuje mech z młaczyska na barłóg dla statku.
Idę wsią. Na gościńcu leżą naprzemian szeregiem pasy niebieskawo-siwe i ciemne błotniste, odpowiednio jak stoją chałupy, lub ich niema. Na jednej połaci siwieją z niebieskim odblaskiem dachy, na drugiej nasiąkłe wilgocią gonty czernią się jak smoła, połyskując w słońcu. Na potoku most siwy, a ubocz od Pęksowego brzeżku za cmentarzem, aż sino-biała od zamrozu. W wodzie kryształowej, lodowatej, pluszczą się rzeźwe kaczki, pijąc z taką rozkoszą wodę, jakby jej nie zaznały od urodzenia. A potem zbocze Gubałówki i mozolne pięcie się po gliniastem polu w zakosy. Tu ku
Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.