nie zapres?“ A tu jakże się koń ma zaprzeć nogami o ziem, kiedy taka gruda, a koniska zmęczone po nocy z Chabówki.
Przy wjeździe na górę, około potoku, idącego z Małej Łąki, wysiadamy, bo konie z trudnością ledwie wóz wyciągną. Padają na kolana, podnoszą się, dygocą na nogach. Cały Hruby Regiel, las, w śniegu; tu zimą słońce nigdy nie dochodzi, tu zima kilka miesięcy bez słońca, tu biało, choć pod całą Gubałówką i w dolinie Zakopańskiej ani śladu śniegu; tam jasno, słonecznie, złotawo, wesoło, tu cień i zima. Na polanie w cieniu szadź gruba, jak futro białego niedźwiedzia. Każda słomka, każde ździebło mirwy (barłog) na ściernisku, każdy badyl, osiadłe kryształami szadzi, tak cudnemi, ostremi, jak igły; stoją pionowo do słomki lub do powierzchni deski, poręczy i t. d , ustawione dwoma szeregami jak zęby w grzebieniu, a słomka stanowi grzbiet; igiełki ostre, błyszczące, gęsto usadzone jak częstokół, a tak świetne jak kryształy chininy, z jakimś jedwabistym odblaskiem. Jeżeli na desce, to stoją szeregi wzdłuż
Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/28
Ta strona została uwierzytelniona.