Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

wa lód, pola, i błądząc, szuka nowego, stromszego spadku, a znalazłszy go, spada kaskadą, zamarzającą znowu po bokach. Robią się dziwy: woda przelewa się aż na gościniec, to znowu kotłując się, wytryska z jakiejś lodowej szczeliny, jakby bijącą z zaciekłością krynica, leje się po lodowym podkładzie, i tylko poniżej młynów gdzie nurt najszaleńsży, widać w korycie: żwir, piarg, ziemię i żabice. Tak samo obmarzają boki i dna wodowodów; coraz ciaśniej wodzie, nakoniec przelewa się przez brzegi, strumienie zlewają się ze sobą, stapiają i zamarzają aż do dołu, a w masie lodu ginie drewniana budowla, kryją się pod zalewem lodowym podpory, jarzma, samo koryto — i oto zostaje alabastrowy, wspaniały, w kędziory rzezany żłób, którym żywa woda płynie. Wtedy zima, nie mogąc poradzić ruchliwemu żywiołowi, zabrała się do źródeł, do gardeł potoków w górach, i tam zmroziła słabsze dopływy, zasypała śniegiem hale, uszczupliła żywności; i oto zmniejszyła się ilość wody w potoku, zeskromniał, pogodził się ze swoim lo-