Most zginął pod śniegiem, który, skrzypiąc, chrupie pod nogami, i dudni, i zdradza, że tam pod spodem pustka. Na poręczach leżą grube, puszyste wałki ze śniegu. Na każdym słupku nad przydrożnym jarem siedzi czapa, wysoka a płaska, ze zwieszającym się z jednej strony językiem jak kozacki osełedec. Na polach utonęły małe chropowatości, miedze, kotyry, kretowiny, znikły podziały właścicieli — wszystko spłynęło się w jeden łan wielki, wspaniały, przeczysty. Zginęły w białym puchu badyle ostów i krwawników, wszystko okrył nieprzerwany całun. Złagodniały wszystkie spadki, wypełniły się zagłębienia, otuliły krawędzie brzeżków. Na Starej Polanie zniknęły w śnieżnej topieli wały kamieni; tylko najwyższe widać kupy, a za każdą sterczy długi, coraz niższy ogon — jak ogromna izbica przy moście. Czasem na przydrożnym jarze, śnieg oberwany jak ściana fortecznego rowu a na pole zbiega łagodnie wspaniałą płaszczyzną, jak parapet twierdzy. Zwały budulcu zginęły pod śniegiem, tworząc długie mogiły. Miejscami nad
Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/48
Ta strona została uwierzytelniona.