Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewa są tak oszadziałe, szczególniej wierzby nad potokami, że na tle lazurowego nieba wyglądają jak fantastyczna, najbielsza siatka koronkowa, pogmatwana tak, że wzoru upatrujesz napróżno; a w tej pajęczej siateczce jaśnieją i pałają ognie brylantów, tu i owdzie w oczka koronki powtykane. Dzisiejsza szadź to nie rzędy igiełek, prosto na gałązce ustawionych, lecz grupy, krzewiny całe blaszek potwornie wysokich, przytwierdzonych na jednej stronie gałązki, jak suta grzywa. Takie same gromady blaszek, jakby z miki, znajdują się na dosłonecznej stronie śniegowych czapek na palikach i kołkach, na żerdziach i na poręczach mostu. Najoczywiściej powstały one pod wpływem promieni słonecznych, gdyż na stronie, zostającej w cieniu, niema ani śladu tych najwspanialszych śniegowych wykwitów. Prędko jednak znikają te nieporównane cuda natury; tysiące blaszek i piórek leży pod wierzbami, tysiące leci w powietrzu, tak, że słychać ich delikatny, leciuchny szelest, jak chmary jętek lub motyli. A pole całe iskrzy się zatrzęsieniem migających