Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

Przyczyniło się do tego nagłe ocieplenie powietrza, poczem mróz skrystalizował nadtopione masy.





11 stycznia.

Wytoczyło się wspaniałe słońce z za grani, zagrały blaski światła na dachach fioletowych, na płotach, gałęziach, a gdzie tylko liznęły promienie, siny szron taje. Na wschodzie widać ostre, wyraźne zęby i szczerby gór szlachetnych, tylko na głównym łańcuchu od południa zaległ wał chmur, nie wysoki lecz ciężki, czarny po bokach, z prześwietlonym jasnym grzbietem; zdaje się być nieruchomy, lecz ta martwota jest pozorną tylko; cały wał sunie wolno na wschód; gdy napłynie na szczyt wyniosły — obleje go, oblepi, gdy przesuwa się po nad nizką przełęczą — zalega ją, napełnia; miejscami kotłuje się w nim i miesza ołowiana masa z przeświecającemi plamami. Zwolna czochra się i wichrzy cały grzbiet wału, wyciąga w jasne jęzory, jak płonący spirytus, powstają zadziory, urywają się jak pacześ z pęku lnu i rozwłóczą na boki.