Strona:Władysław Matlakowski - Wspomnienia z Zakopanego.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.


15 stycznia.

Po kilku dniach zawiei i kurzawy, przy znacznym mrozie (–19°), tak, że kordusek pluszcz przyszedł ku wsi i pluskał się w potoku, dzień cichy, ponury! Chmury obniżyły się i obległy niebo razem z górami, stanęły nawet regle w tym gąszczu. Zwolna, leniwo, jakby od niechcenia, zaczął pruszyć drobniuteńki śnieżek. Około południa chmury się rozeszły, zabłysło słabe słońce, i zajaśniał przecudny dzień. W powietrzu najsubtelniejsza mgła, przesłaniająca góry, widoki, słońce i niebo; wszystko widziane jak przez najcieńszą gazę. Nie mgła to jednak, tylko pruszy drobniutki śnieżek — tak miałki, że nie dojrzałoby go ludzkie oko; tylko pod słońce, w blasku promieni iskrzy się powietrze tysiącami iskierek: jedne, lecąc szybko, miecone wietrzykiem, znaczą ślad jak komety. inne lecą wolniuchno, przewracając się, migocąc i ginąc w przestworzu jak żagiewki, które lokomotywa czasem wśród nocy wyrzuca, tylko nieskończenie drobniejsze. A w tym