szą się pewnem powodzeniem. Są to synowie emigrantów, jak n.p. Kazimierz Stryjeński. O tych — bo i tacy znajdują się — którzy Polacy z krwi a nie z duszy, piszą z talentem po francusku w duchu antynarodowym — lepiej przemilczeć.
Aleksander Chodźko, który po Mickiewiczu zająwszy katedrę języków słowiańskich w Collége de France, wykładał je od niechcenia, był z powołania, jak Biberstein Kazimirski, tłumacz Koranu, znakomitym znawcą języków wschodnich. Na katedrze Collège de France, główną jego zasługą, że opóźnił o lat wiele wystąpienie na niej profesora wrogiego Polsce.
Zygmunt Kaczkowski i Edmund Chojecki zajmowali na emigracyi odrębne stanowisko literatów i polityków, którzy jednak nad literaturę i politykę przekładali giełdę, i po — wycieczkach na innem polu, do niej wracali. Chwiejność ich przekonań pozbawiła polemiczne dzieła jednego i drugiego wszelkiej doniosłości. Chwała Henryka Sienkiewicza natchnęła Kaczkowskiemu chęć współzawodnictwa, której zawdzięczamy cykl powieści historycznych, świadczących o niepospolitej znajomości dziejów ojczystych. Chojeckiemu lepiej się opłacało być literatem francuskim niż polskim; nazwisko swoje wycofał z obiegu, stał się dla publiczności Charles Edmond. Doskonale w tajemniczony w kulisy życia paryzkiego, władający językiem francuzkim jak rodowity Francuz, pisywał sztuki grane w Odeonie i w teatrze francuzkim, powieści nagrodzone przez Akademię francuzką. Poza sprytem i zręcznością, innych przymiotów nie posiadał, tych mianowicie, które pozwalają dziełom przeżyć autora.
Wygnanie jak Mickiewiczowi tak Kraszewskiemu rozwiązało usta. W kraju dalejby opisywał w powie-
Strona:Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu/109
Ta strona została przepisana.