legitymacyjnymi, co narażało statek na konfiskatę a Łapiński włóczy się po szynkach i upija się do upadłego. Zaczęła się narada. Mickiewicz proponował, żeby mu Demontowicz dał na piśmie upoważnienie usunięcia Łapińskiego z komendy. Jego zdaniem wypadało zebrać ochotników wałęsających się na lądzie, nie zwlekając wypłynąć i, spuszczając się na łaskę Boską, próbować wylądowania na wybrzeżu litewskiem. Inaczej statek będzie zasekwestrowany i zmarnuje się cała wyprawa z wielkim kosztem i wysileniem przygotowana. Demontowicz początkowo przyjmował myśl tę, lecz zabrał głos Bakunin. Zaczynał każdy ustęp od przypomnienia, że jako cudzoziemiec nie rości sobie prawa wpłynąć na postanowienie Polaków, ale dowodził, że pospiech jest zbyteczny. Widział się dwa razy z królem, król najlepiej życzy Polakom i nie pozwoli aby ich przytrzymano. Za kilkanaście dni sprzedają się zreformowane armaty z arsenału, łatwo nabyć te armaty, które ogromne zrobią wrażenie na chłopach litewskich. A co do Łapińskiego, to wprawdzie szuja, lecz podobni awanturnicy bardzo przydatni są w ruchach rewolucyjnych. »Gdyby, dodał Bakunin, dyabeł mi ofiarował wejść ze mną w spółkę, przyjąłbym z radością, pewny, że będę od niego chytrzejszy. Dlaczegóż nie umiałbym sobie dać rady z Łapińskim?« Demontowicz przechylił się na jego stronę i zdecydował czekać na armaty szwedzkie. Wtenczas Mickiewicz oburzony, napisał na stole Demontowicza następną protestacyę: »Zważywszy, że zatrzymanie wyprawy żmudzkiej w porcie szwedzkim jest jej zgubą — nie chcąc brać odpowiedzialności za nieuniknione smutne następstwa podobnego postanowienia — oświadczam.
Strona:Władysław Mickiewicz - Emigracya Polska 1860—1890.djvu/42
Ta strona została przepisana.