kiem rozjemcy było posiadanie siły uznanej przez obie strony, które zamierza się pogodzić. Kiedy Rosya nigdy nie przystała na to, aby mocarstwa Europy bądź z osobna, bądź wszystkie razem wtrącały się do spraw, które niby uważa za sprawy wewnętrzne państwa, jakże mielibyście się łudzić nadzieją, że przyjmie od was, prostych posłów niedołężnego sejmu, ciężkie wyrzuty, któreby wam natchnęła wasza miłość sprawiedliwości i ludzkości? Przyjęcie, które Rosyanie przygotowują dla was w Warszawie będzie dla tej stolicy nową żałobą« [1].
Po kongresie, Julian Klaczko streścił jego przebieg w artykule: Le Congres de Moscou et la propagandę moscovite[2]. Wyświetlał z gryzącą ironią ślepotę Czechów, którzy oczy zamknęli na dolę Polski, odkrywającą im wyraźnie, jakiby los ich spotkał pod jarzmem moskiewskiem. Pociski rzucane na krainę ubezwładnioną długim szeregiem egzekucyi i konfiskat, zamiast obudzić ich oburzenie, wywołały ich oklaski; dla uniknienia niemieckiego podboju nie chcieli widzieć rosyjskiego ucisku, ani zastanowić się nad tem, ile miejsca na tej wystawie wszech-słowiańskiej zajmowali Tatarzy, Czeremisi, Jakuci, Samojedzi, Czerkiesi i.t.d.
Podróż gości słowiańskich obfitowała w epizody komiczne. Wielu z nich nosiło czamarki zakazane w Polsce; trzeba było otoczyć czamarki te szczególną opieką policyjną, wytłumaczyć stójkowym, że ubiór