Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/130

Ta strona została przepisana.

nierz nasz półrozebrany siedzi pod figurą na pagórku i przeziera pod słońce koszulę. Obrazek wdzięczny, w którym dużo treści.
Z południa, gdy mijaliśmy las jakiś pomniejszy, a deszczem grozić zaczęło, pchnął nas pułkownik naprzód kapitana Bobrowskiego i mnie, z jeźdzcem ordynansem — do Konstantynowa, celem wyszukania kwater.
Konstantynów, miasteczko, zastaliśmy spalony. Jedynie kościół wśród lip wysokich, dwór na uboczu stojący, plebania, kilka domów w uliczce kolo kościoła i trochę bud żydowskich po kraju ocalały. Środek miasteczka w okół rynku — jedna ohydna ruina. Na zgliszczach siedzą rodziny żydowskie pod przygniotem klęski i rozpaczy. — O kwaterach w mieście niema mowy. Wracamy więc przez most, zapchany wojskiem, na przedmieście i — gdy tu chałupy zajęte już postojem kawaleryi, — wybieramy nad stawami trawniki pagórkowate, gdzie mogą się trzy bataliony wygodnie rozłożyć.
Niebawem nadciągnął pulk. Namioty jeszcze przed zmierzchem wyrosły.
Nazajutrz rano 18. sierpnia odbyła się na placu pobok msza polowa. Prócz pułku czwartego wzięły w niej udział sąsiadujące z nami oddzialy artyleryi i kawaleryi austryackiej ze swemi komendami, również Komenda Legionów z Excel. Durskim.
Dzień zeszedł na wypoczynku. Przypuszczaliśmy nawet, że tu stać dłużej nam wypadnie, gdyż linia Bugu niedaleko. Tam zapewne nieprzyjaciel umocnił