gdy przejeżdżamy mimo. Żadne oczy ku nam nie spojrzały. — Wzrok zastygły, w jeden punkt gdzieś wczepiony. Dłonie jak szpony koło kolan splecione.
Tak siedzą.
Człek jakiś szary zaszedł z boku.
— Jak sie ta miejscowość nazywa?
— Ożarów, panie.
— Kto tak zniszczył?
Moskale spalili.
Daremny otrząs myśli, by zrzucić z siebie ten obraz tłoczący. Długo jak zmora cieżyć będzie oczom, grozą padać na serce.
Wyjechawszy nad Ożarów na wyniesienie rozciągłe, mieliśmy sposobność obejrzenia zblizka pozostałych rosyjskich pozycyi. Doskonale wybrane i urządzone. Wzdłuż całej krawedzi wzniesienia, na schyleniu — jak łukami szła — ciągnące sie okopy zakryte, z kątami wysuniętymi, z bocznikami, z rozległemi przedpolami płotów odrutowanych. Niepodobieństwem wydaje sie, by pozycye te były wręcz zdobyte, chyba obejściem, tak się też podobno stało.
Minąwszy połogi grzbiet wyniesienia, zbaczamy na prawo, na drogę polną z gościńca i zjeżdżamy wąwozem głębokim do Janikowa. Nad wąwozem, niby czarny olbrzymi zewłok upadłego ptaka, resztki wiatraka spalonego.