Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/18

Ta strona została przepisana.

I Janików spalony. Dwurząd kominów zczerniałych — jak wieś była rozłożona, po obu stronach drogi. Zaledwie kilka domostw czy stodół u końca wsi zostało. Ocalały jeszcze: powyżej na uboczu położona szkoła, kościół i plebania, gdzie też stanęła kwaterą Komenda pułku.
Z dziedzińca plebanii widne bylo zgliszcze wsi całe jak na dłoni. Nawodzić mogło podobieństwem cmentarz żydowski. Jak nagrobki jednorówne dźwigały się opuszczone kominy, podmurówki, idąc rzędem, to wychylając się z poza rzadkiej przesłony drzew o barwie późnej jesieni.
Ksiądz tłómaczył:
— Już dzień poprzód przygotowali sobie snopy z pola, które pokryli poza chaty. Pułkownik zdradził sam, że ma rozkaz palić przy odwrocie. Plebanie na prośbę minęli, bo tu komendant stal kwaterą. A może też już i nie mieli czasu. Prędko to poszło.
Ktoś wyraził podziw dla widzianych pozycyi.
— To też im do płaczu niemal przychodziło, że takie stanowiska piękne muszą opuścić.
— Czy tu bitwa była?
— A jakże, pozycye ich szły pod same ściany kościoła. Przez dwa tygodnie dzień i noc armaty grzmiały. Istne piekło. Pociski padały aż tu na dziedziniec. Szczęściem Bóg strzegł, plebanijka wyszła cało — kościół też, tylko w dwóch miejscach, na dzwonnicy i nad oknami, małe uszkodzenia od szrapneli. A jeźliście panowie ciekawi — dodał — to po-