Wczesnem ranem, nazajutrz, 1. lipca wyruszył pułk z Ludwinowa. Również miała opuścić Ludwinów Brygada i posunąć sie naprzód. Moskale cofnęli swoje pozycye.
Przy deszczu roszącym zdążały oddziały rozmiękłemi polnemi drogami w kierunku naprzód południowym, później znagła wschodnim.
Przed południem stanął pułk w Kazimierzowie, wsi niedużej, na płaskowyżu ładnie położonej. Tu
naznaczone kwatery. Komenda pułku zajęła izbę w domu schludnym, murowanym, jakoby sołtysim.
Gospodyni domu, która warzyła mleko na blasze,
gdyśmy weszli, na propozycyę, by nam je odstąpiła,
odrzekła, krasząc uśmiechem odmowę:
— To dla babuśki. Ale mogę panom zwarzyć jeszcze.
Poniosła garnek przez sień do drugiej izby. Rozumieliśmy, że ta »babuśka« to najważniejsza tu osoba w domu, ważniejsza od wszystkich sztabów.
Rozgościliśmy się w izbie. Naniesiono słomy żytniej, roztoczono pod ścianami — miejsca było dość,