Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/38

Ta strona została przepisana.

mimo, że piec duży zajął cały kąt. Izba obszerna o trzech oknach — ławy, stół, stołki — ściany i sufit bielone.
W jakiś czas później (mleko, drugi raz warzone, dostaliśmy), gdy każdy oddał się zajęciu swemu lub wypoczynkowi, drzwi z sieni ustąpiły, weszła kobieta stareńka, smietnia może, chuda jak skrzydełko.
Weszła, stanęła, wsparta na koszturku i wzrokiem dziwnym potoczyła wokoło po izbie.
Co było w tym wzroku? Przychodził jakby z dala, z innego świata. Rozświetlał się powoli świadomością zobaczonych rzeczy, i stanęło w nim zdumienie.
Słoma na ziemi, nieład — jacyś skądś nieznani ludzie siedzą, leżą na ziemi na słomie — w tej izbie, której ona była przez lata jedyną władną gazdynią. Co to takiego?
Poruszyła bezdźwięcznie ustami. jakieś słowa, sobie samej rzeczone. I wyszła. — jak widmo.
To ta »babuśka«, dla której mleko gospodyni warzyła, gdyśmy weszli. Wytrąciła i ją wojna z normalnego trybu życia, rzuciła w niedogodę. Kąta swojego spokojnego niema — ktoś wchodzi w jej prawa — jakieś się rzeczy dzieją, których nie może zrozumieć.

~~~~~~~~~~~~~~

Rozpogodziło się. Bój armat się wzmógł. Pułkownik z adjutantem pojechał ku pozycyi. Z otwartej przed wsią płaskowyżnej przestrzeni obserwujemy ruchy