Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/64

Ta strona została przepisana.

Przez pierwsze dwa dni naszego w lesie pod Czołną postoju padał deszcz. Wysiłek też obozu całego skierowany był ku temu, by się od wilgoci zabezpieczyć. Rozpinano celty, otaczano je rowkami, któryś z oficerów batalionu III. sporządził sobie nawet przemyślne schronisko ziemne. — Las namiotów stożkowych wyrósł w przerzedziach leśnych.
W sąsiedztwie naszem stał jeszcze pułk 31. obrony krajowej, wstrzymany od wymarszu deszczem. Dowiedziawszy się wraz z kap. Galicą i chor. Gwiżdżem, że jest w pułku tym porucznik Jakób Zachemski, nasz krajan-Podhalanin, odwiedziliśmy go w jego ociekłym namiocie, i tam w lesie »pod Czołną« odbyliśmy — członkowie komitetu wykonawczego Podhalan — posiedzenie, gwarząc o dziwnym losie, który nas tu przyniósł, radując serce wspominaniem naszej wysokiej ojczyzny, i tem, że Podhale tak godnie stanęło, najwięcej z ziem polskich, bo prawie półtora tysiąca, dając chłopców-ochotników do Legionów.
W drugi dzień przyrzekł obecność swą w Komendzie pułku naszego na wieczerzy Ekscelencya Durski. Mimo, że deszcz lał jak z cebra, zjawił się u nas o zmroku z adjutantem swym por. hr. Krasickim. W altanie, z olchowych kijów sporządzonej, której dach, pomimo pokrycia celtami, przeciekał, odbyła się skromna kolacya z przeszkodami. Ekscelencya przyjmował te niedogody z humorem, pokrywając wszystko swoją wytworna prostotą. Orkiestra grała wśród ulewy, popisywał się też chór Legionistów