Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/67

Ta strona została przepisana.

blizkiem, o wiśniach poniżej we wsi i innych pokusach smaku, wyprawiali się po nie pojedynką lub grupkami, mimo wart przyleśnych, które mialy przykaz niepuszczania żołnierzy przez pole otwarte, aby nie ściągnąć kręceniem się ludzi uwagi obserwatora nieprzyjacielskiego.
Ze nie gorzej się działo i w brygadzie pierwszej, zajmującej przed nami pozycye we wsi, mieliśmy sposobność stwierdzić choćby z następującego przydarzenia. Przeprowadzono koło nas kilku jeńców-Moskali, wziętych w takich okolicznościach: Poszli oni do chałup w pasie między pozycyami na kury, w tymsamym celu wyprawiło się do tychże chałup kilku relutonów z brygady — jeno z tą różnicą, że ci mieli z sobą karabiny, a Moskale nie. Wzięli ich przeto jak swoich.
Poczta nadniosła gazety. Czytaliśmy też co dnia komunikaty urzędowe, załączone w rozkazach Komendy. Dowiedzieliśmy się z nich, że kilka fortów Dęblina zdobyto, że z lewego brzegu Wisły wygarnują Moskali.
Stało przed nami w onym lesie pod Czołną marzenie: Lublin-miasto. Zapewne — i dochodziły nas słyny o tem — Moskale utwierdzają się na wzgórzach przed Lublinem, lecz ostatecznie tam, wierzyliśmy, po dwóch — trzech tygodniach walk dojdziemy. Kierunek czola naszego: na Lublin.