Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/69

Ta strona została przepisana.

Już dnia poprzedniego dane były dyspozycye odnośne, to też pułk zwinął się szybko. Godzina nie uszła, jak wszystko spakowane — porządkiem unormowanym pułk wyruszył.
Mija nas sznur konnicy Beliny. Gdzieś spieszą. Słyszymy, że por. Ostoja ze swym oddziałem przejechał. Czyżby już do Lublina? Nie wskazują na to dyspozycye, wydane batalionowym, iżby marsz odbywał się w bojowem pogotowiu.
Wkraczamy do wsi, gdzie stała brygada pierwsza. Widać odcinki rowów wzdłuż rzeczki i rzadkie doły okopań tyralierskich. Łączki, moczary, z których dźwiga się połogie zbocze pól.
W połowie wsi bataliony otrzymują rozkaz rozwinięcia się w kolumny rezerwowe, co gdy wykonały z precyzyą, nadchodzi zmiana: maszerować dalej, na Radawczyk.
Ruszamy więc pod górę, mijamy wozy trenowe brygady — u czoła wzniesienia napotykamy znakomicie urządzone pozycye rosyjskie. Dalej za przechyleniem cmentarz, z napoły porozbijanymi nagrobkami. Stała tu widać baterya nieprzyjacielska, i nasza artylerya ostrzeliwała to miejsce. — Słyszymy, że patrole wyłapują po lasach (na prawo) Moskali.
W drodze otrzymuje Komenda pułku odpis rozkazu (do brygady I):
»Nieprzyjaciel na całym froncie 4. armii w odwrocie. Komenda armii nakazuje bezwzględny pościg aż do linii potoku Ciemięga. Brygada I. starać się