Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/77

Ta strona została przepisana.

browski zakasał rękawy, zabral się do roboty. — Zostawiamy go, ruszamy w górę przez las do Komendy pułku.

~~~~~~~~~~~~~~

Wzszedł świt 1-go sierpnia.
Odkrył, wyjawił się oczom: od wczoraj wsławiony krwawo teren „pod Jastkowem“.
Namiot Komendy pułku mieści się pod dębem u samego czoła wzniesienia, od południa. Wokół ścierń. Korona dębu rozłożysta przenosi grzbiet. Na wschód i zachód rzucone ramiona płaskowyżu. To na wschód prawie równe, o szerokiem pogrzbieciu, na którem golizny ścierni, płaty owsa, czub lasku i poza świtałem zbóż dalsze ścienia lasu. — Namiot od strony północnej osłoniony jest snopami zboża.
Tuż poniżej namiotu batalion II-gi kapitana Sikorskiego, okopany, w rezerwie.
Ludzie śpią, prócz wart i telefonistów. Sen ciężki, po przeżyciach dnia wczorajszego i nocy ubiegłej.
Świt jasny wstał. Mimo to czuje sie przygniot minionych wydarzeń — jak w domu po nieszczęściu. Idzie z pobladłych twarzy, z oczu przymierzchłych, z tajemnicy pól. Leniwe pogłosy strzałów, jak krople po burzy przeszłej, donoszą się z blizkich pozycyi.
Przechodzę grzbietem wzniesienia ku przechyleniu północnemu, skąd roztwiera się widok na teren boju.
Fala długą, przegiętą staczają się połogim spadem