Strona:Władysław Orkan - Drogą czwartaków od Ostrowca na Litwę.djvu/85

Ta strona została przepisana.

towne, jakby — wobec widnej jeszcze godziny (7-ma, lipiec) — mogło i powinno być.
O godzinie 7-mej, poprzedzane patrolami, ruszyły dwa bataliony pułku czwartego, I. i III., do ataku.
Teren, jak się już wspomniało, był od dominujących, silnie na wyniesieniu odrutowanych nieprzyjacielskich stanowisk ku naszym następującym oddziałom schylony i do ataku od czoła wielce niedogodny. Zwłaszcza batalion I-szy miał niefortunny piach terenu, bo oczom wroga otwarty i na ogień skrzydłowy od wschodniego przebiegu szosy narażony. Naprzeciw, w dali wśród drzew Józefowa umieszczona nieprzyjacielska silna baterya, miała teren obstrzału widoczny — mogła zasypać szrapnelami podbiegające szeregi.
Mimo to — i chociaż więcej niż połowa żolnierzy pułku było pierwszy raz w obliczu podobnej przeraźni — wiara szła odważnie naprzód. Podbiegała plutonami na rozkaz swoich dowódzców i przypadała na moment niedługi ku ziemi — by się zerwać znów, gdy ogień zdawał się przygasać.
Z pozycyi rosyjskich lały salwy gęste — grały z wydechami krótkimi karabiny maszynowe — kosiły kosy śmierci.
Już niektóre kompanie nasze wydarły się naprzód — już niektóre plutony w momencie krótkim pod same druty rosyjskie. Ogień straszny, rażący — śmierć i ranienie dowódzców — wstrzymały pęd...
Padł Roliński, chorąży, pluton czwarty pierwszej