Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/118

Ta strona została przepisana.

niech mi tyz powiedzą, jak sie ten kozi wierch nazywa, niby to miasto, ka my byli... Bo bych chciał to imię zapamiętać dzieciskom na przestrogę, jakby sie im cego zachciewało”... Pan ino załośnie na mnie pozierał za kazdym słowem, tom juz potem i nic nie gadał.
Dostalimy sie wreście do stacyje. Ale suche nitecki nie było ma nas. Pan sie od razu do cekalnie zamknął i przebrał sie doznaku, a ja juz taki mokry musiał ostać.
Potem pan zawołał, cyby ni mozna co dostać zjeść. Dali nam ośle synki, bo nic insego nie było. Kiedyindziej byłbych nie spojrzał nawet na to, a wtedy mi tak ta synka smakowała jak nigdy nic w zyciu.
Pan jesce w kolei trząsł sie od przeziębienia. O jangielce nie dał se wspomnieć i z te złości, jak my do Rzymu przyjechali, poseł zaraz do hrabine i nie wrócił aze nazajutrz koło połednia.
W Rzymie niedługo my juz potem byli. Ino kielka dni. Pan postanowił powrót. Mielimy jesce do Neapolu pojechać, ale pan duzo piniędzy pozycył hrabinie i juz mu brakło. Nie załowałech, ze my tam nie pojechali, bo raz, zech ku chałupie pociągał, a potem słysałech, jak ktoryś z malarzy mówił, ze „widzieć Neapol i umrzeć” z tego widoku... to mie tyz nie bardzo ciągło.
Wracalimy insymi drogami, samymi kolejami, az sie cnęło. Jechalimy oba z panem w trzeciej