Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/134

Ta strona została przepisana.

— Ależ rzecz prosta. Czyś nie cierpiał? Któż dobrowolnie chciałby mękę znosić? I za co? Za jakie grzechy? Masz się też jeszcze czem trapić!
— Zapewne... tak... cierpiałem... lecz...
— O cóż ci idzie?
— Słuchaj, Iry... Chociaż — cóż mówić...
— Ależ mów! proszę...
— Czy ty nie będziesz mieć nic przeciwko temu... to jest... nie tak...
— No mów-że! drogi...
— Czy ty zrozumiesz mnie, jeżeli...
— Całem sercem będę chciała...
— Jeżeli czasem wrócę Gdybyś ty wiedziała, jakie tam miałem sny!... z Gewontu...
— Ależ drogi! — najchętniej! — sama pójdę z tobą... Wiesz przecie, jak ja kocham góry. Ach! Zakopane! Nienawidzę miasta. Będziemy chodzić razem w to miejsce... pamiętasz? Będziemy sobie przypominać. Będziesz mi opowiadał o swoich tam snach — i o tym... sępie. Gdybyś wiedział, jak ja go nienawidzę...
— Iry!
— Nienawidzę go za to, żeś tyle przez niego cierpiał...
— Kiedy on mi drogim... był.
— Cóż cię teraz obchodzi? Nie myśl o tem. Nie wracaj. Myślałam, żeś się już naz na zawsze pozbył tej myśli dręczącej... Że jak będziesz miał mnie... Chyba, że się nie czujesz szczęśliwym...