ny-Taylerand, byli to zgoła niepospolici mężowie, warci monografii osobnych.
W otoczeniu tych już odtąd historycznych osób ksiądz Łopatka-Napoleon wzniósł się jeszcze, ile to możliwym było, w swym samo-napoleońskim poczuciu. Już nie był we Wiórkach proboszczem, lecz władcą. — Wszystkie też rzeczy naokół urosły przybierając barwę historyczną. Gminy do parafii przynależne stały się departamentami, kościół parafialny katedrą, a plebania Wersalem.
Pewnego dnia wezwał do siebie Davida. Kazał mu robić swój portret. Ten się wymawiać począł, że „dotąd z natury jeszcze nie próbował!“ — nic nie pomogło.
— Zrobisz mnie tak, jak stoję — przybrał odpowiednią pozę. — Widziałeś Napoleona?
— Nie.
— To się przypatrz — wskazał majestatycznie na otwartą księgę.
Malarz przyjrzał się kolorowej odbitce — po czym przeniósł wzrok na księdza. Bystry to był człek. Już zrozumiał.
— Trochę w szczegółach inny, ale o to mniejsza. Będzie portret, jak odlał. Powiększy się tylko odpowiednio...
— O — właśnie — powiększyć trzeba odpowiednio...
Omówiono kwestie: płótna, farb, rozmiaru i oznaczono termin posiedzenia.
Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/172
Ta strona została przepisana.