nagle ksiądz Łopatka pojrzawszy przed się, krzyknął:
— Ney! Nie widzisz ośle..: kapliczka!
Lecz już zapóźno było wstrzymać konie nad krawędzią wąwozu. Runęły przednimi nogami w urwisko pociągając wóz za sobą.
Szczęściem jar nie był głęboki. Skończyło się na tym, że się woźnica trochę potłukł, konie wyszły z okaleczeniami. Ale ksiądz Łopatka skoczywszy w krytycznym momencie z wozu złamał nogę.
Odniesiono jęczącego w czasie ulewy i grzmotów na plebanię. Po czym za poradą wezwanego z miasteczka lekarza przewieziony został do szpitala.
Tu dopiero, po założeniu mu opatrunku i uśmierzeniu bólu, mógł objąć myślą spłoszoną obraz i znaczenie nieszczęśliwego wypadku.
— Jazda po pochyłości... Zagapienie się Neya... Wąwóz przecinający... Kapliczka...
Niby piorun, przeleciał nagły wstrząs przez jego umysł...
— Ten wąwóz... ta kapliczka!... Rzecz oczywista: Waterloo...
Jeżeli odtąd oddzielał jeszcze w myślach lub w uczuciu postać tamtego od siebie, to teraz poczuł się za jedno z nieszczęsnym Napoleonem. Nieszczęście bowiem jednoczy.
— Gdybym był tę kapliczkę wcześniej zauwa-
Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/180
Ta strona została przepisana.