coraz to mniej lekką, coraz to więcej podobną do młota; sam już nareszcie wagę siły swojej stracił.
I co się nie wydarzyło...
Oto jednego pogodnego rana dostał Kurzawa wezwanie do sądu.
Gdy raz przy okazji gromadę jakąś uśmierzył, któregoś z niesprawiedliwych tak mocno, nie czując ciężkości ręki swojej, nadwerężył, iże mu już do śmierci bardzo niewiele brakowało; jakieś tam żebra czy coś z kości miał nadłamanego.
Za to go teraz wzywano. Poszedł ochotnie, bo cóż go miało trapić? Powie im: „Ja dla sprawiedliwości czynił“ — i po sądzie. „Sąd też dla sprawiedliwości jest ustanowiony“ — dumał.
I bez najmniejszej trwogi jawił się przed sądem. Jakież było jego zdumienie, gdy usłyszał wyrok, skazujący go za zbrodnię (wyraźnie słyszał: za zbrodnię) na trzy miesiące kryminału! Jakby go kto znienacka pałką w łeb uderzył... Nie dano mu nawet czasu opamiętać się i wyjść ze zdumienia, jeno go zaraz wepchano do jakiejś ciemnicy, gdzie miał tę karę cierpieć. Tu dopiero ochłonął i mógł się zastanowić.
Teraz to już nic a nic nie rozumiał. Zgłupiał doznaku, na piekne. Przecie on dla sprawiedliwości... a tu znowu w imieniu sprawiedliwości... Myślał, myślał — dzień i noc, i dłużej — sam nie wiedział jak długo, bo już czas rachować przestał — i nic zgoła, ani odrobiny z tego
Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/19
Ta strona została skorygowana.