Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/203

Ta strona została przepisana.

sie świata nie znalazł ochrony przed sceptycyzmem. W całej pełni panuje więc on w kręgu nowel ironicznych.
„Przykry moment”, w którym przez głupi przypadek zginął filozof i poeta Kopytko, piastujący w duszy „genjalne“ idee, przykry jest tylko dla niego; przypadkowi widzowie wypadku szybko przechodzą kolo niego do swych drobnych zajęć, a nad zmarłym „idee nawet nie fruwały w postaci białych motyli“. Tak to jest w świecie ludzkim i ponadludzkim. Czyż dziw, że twórca odcina się odeń ostrzem satyry?
Nie lepiej jednakowoż jest — jak wiemy — i w jego własnej duszy. To też i tu „świstaj, mój biczu!“ Ze szczególną zawziętością prześwietla Orkan sarkazmem swoim wnętrze duszy twórcy-pisarza, prześledza tajne skrytki jej kabotyństwa, zakłamań, nieszczerości, kryptofilisterstwa. Nie ostał się przed surowem okiem ironisty ni „sławny powieściopisarz” z noweli o Jędrzeju Bai, ni sam Prometeusz z Giewontu. A to znicowanie powołania poety, czy wogóle zawodu literata, który dotąd wydał się był przesłańcem, zwiastunem, prostującym ścieżki ludzkie dla przyszłego Dobra, wyrosło właśnie z pędu do bezlitosnej, dogłębnej rewizji dotychczasowych wartości, jest zarazem najwyraźniejszym może przejawem autosatyry. Bolesnym zabiegiem wszechstronnego samokrytycyzmu wytrawia Orkan w sobie prostotność do-