jezdną ulicę; nie wracał już na chodnik, bo tu się swobodniejszym widział, mógł ramionami wymachiwać, całem ciałem swojem poruszać według woli.
A gesty miał królewskie, jak łazarz sycylijski. Szedł dalej środkiem ulicy, czuł wagę siebie idącego, a razem lekkość, jakby uskrzydlonym był. Czuł się ideami napęczniały, jak balon.
W tem przepełnieniu ducha wyrzucał słowa bez związku, pianę kipiacych, wrzących w sobie myśli. Pozbywszy się w gorączce onego wywaru, ostygał zwolna na mózgu, i słowa mu się układały już w jakieś łatane zdania.
— Dusza jako synteza... objawienie!... Niech żyje Kopyt... Głupia nazwa.. przybiorę sobie pseudonim... naprzykład... Serafinis... nie... we mnie musi być początek... początek nowej myśli... Ariel... nie, to także seraficzne... Trzeba jakieś tajemnicze... nowe wcielenie... Wisznu... to już było... Centaur!... Tak jest!... Że ja też na to odrazu nie przyszedł... Centaur myśli!... Symboliczne... i racjonalne, bo mieści się w tem rodowe Kopytko... Rebus dla głupich... cha! cha! niechże mają, skoro im się samo Kopytko nie podoba. Teraz muszę tylko księgarza znaleźć, coby tę ideę nabył... Dlaczego on sam mnie nie szuka? Dobry księgarz powinien wiedzieć, gdzie się idea nowa narodziła... „W Betlejem przy drodze jest zła szopa srodze“... Ktoś to mówił... zaraz... kto to
Strona:Władysław Orkan - Herkules nowożytny.djvu/53
Ta strona została skorygowana.