chał. A gdy powieściopisarz, tym zdziwiony, zatrzymał się, pytająco patrząc nań, czego by chciał, Baja schylił się ku niemu i szepnął:
— My oba ino wiemy...
A widząc zbliżające się panie dorzucił:
— Ale nic... spokój... pst...
Korzystając z okazji i widząc, że jeno z góralem rozmawia, najbliżej stojące panie przystąpiły do powieściopisarza.
— Ach, jakie to wspaniałe!
— Kiedy to pan wydrukuje?
— Czy to prawda, że pan nas już opuszcza? itd., albo tp.
Baja zdołał jeszcze szepnąć:
— Kaz będziecie jeść wiecerzę? Bo bych was chciał spotkać...
Powieściopisarz nie wiedział, komu odpowiadać.
Baja: — To nic, to tak zwycajnie... Ino sie trzymajcie ostro. Juz was nie trapię, bo sie i tak spotkamy.
I odszedł. Powieściopisarza wzięły w koło zachwycone, rozanielone z zachwytu niewiasty.
Zakończenie, jak najzwyczajniej, u Płonki.
Gdy powieściopisarz po kolacji, pragnąc niby samotności, przyostał w szynkowni — wsunął się