Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kto hań to pilnuje za potokiem?
— Jantoszka... przecie wiesz dobrze...
— A oni tu?... macocha z pasierbem...
— Cicho mów, bo ich zbudzisz...
— Płanetniki wieczne.... — (Szelesty).
— Skąd oni sie tu wzięni?... Jantoszka hań sama...
— Musiało jej sie usnąć... sam ogień sie pali...
— Cyt!

(Smutek idzie ugorem, jak cień).

— Maryś!
— Co?
— Spać mi sie chce...
— To spij. Kto ci broni?
— A jak dziki przydą?... (Opiera głowę na ramieniu siostry i zamyka oczy. Za chwilę drzemie i starsza. — Milczenie długie, monotonne. Z uboczy jeno wiatr zawiewa ginący w echach)

ŚPIEW.
«Hej! Polana, polana
Bogatego pana —
Polanę skosili,
Pana obwiesili»...

Macocha (porusza ręką pasierba). Jantek, spisz?
— Jak i ty...
— Bo już czas... (Jantek patrzy na gwiazdy). Do rana niedaleko...