Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/225

Ta strona została uwierzytelniona.

Zosia. Nie wiem...
Hanka. Uh, zimna ta noc...
Gazda. Oj, zimna! Nie ino ta... Kanyż ty idziesz?
Hanka (tłumi płacz). Ka mnie oczy niesą...
Gazda. Biedactwo!
Hanka (wstaje, żywo). Nie litujcie sie nademną! Nie proszę!
Gazda (bierze jej rękę). Siądź-że siądź. Nie ino ty jedna po nocy błądzisz. Nie ino ty... — (Słychać dalekie wołania). — Świat la jednych pierzyną, a dla inszych śniegiem... Darmo! Tak widać stoi napisane.
Hanka (kołysze dziecko). Ziu-ziu!...

(Ledwo słyszalny, daleki)

ŚPIEW.
«Nie było, nie było
Szczęścia na tej ziemi — — —
Obeszło stronami...

(Nagle się urywa)

Zosia. Maryś!
Hanka (zrywa się). Cicho-no!... Jakie to dziwne... (siada).
Marysia. Co ci to?
Hanka (z drżeniem). Nic — nic...

(Długie milczenie przepojone ciszą).

Zosia. Maryś!