Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.



I.

Ludzie po sumie wysypali się z kościoła. I wbrew swemu zwyczajowi, nie zatrzymują się koło sklepów, nie stają gromadkami na rynku, ale każdy leci w swoją stronę. We wszystkich kierunkach od kościoła idą, rozsypują się po kamieńcu, mijają jedni drugich, spychają się z ław, a co które, to szybciej zdąża ku swojej chałupie. Pędzą ich różane powody, niemniej wszystkie nader ważne. Raz, że to «godnie święto», Narodzenie Pańskie raz do roku musi się różnić od zwykłej niedzieli, powtóre, większa część ludzi, którzy z dalsza przyszli, nie miała nic na zębie od wczorajszej wilii... Przyszli na jutrznię, a tu rano jedna msza po drugiej — więc żal im było odchodzić i zostali na sumę. Za to w chałupie czeka ich suty obiad — toż lecą na zabicie!
Przez pusty, biały dział, przecięty dwoma potokami, a podnoszący się stromo ku wysokim Groniom, sypią się ludzie ścieżyną wązką, dłu-