Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pilnuj tu, Jasiu! A drzwi zamknij, skoro pożeniesz woły, żeby cygan nie wlazł, abo jaki światowiec.
Napowiedziała mu dokładnie, co ma robić, i przeżegnawszy się wodą święconą z kropielniczki, wiszącej na odrzwiach, wyszła.
Przed owczarnią, na podwórku, krzątał się Bartek.
— Ostań z Bogiem! — szepnęła.
— Nie siedź ta długo! — rzucił jej na drogę i poszedł do obory wyprowadzić woły, bo słonko wysoko, a pług sam nie urwie ani skiby.
— Jajka! jajka! — rozległo się po osiedlu.
Jaś wypadł przez sień, chłop wyjrzał z obory.
— Co za jajka? — spytał.
— Na święcenie! — woła zdyszana baba. — Zapomniałach se doznaku i od miedzy musiałach się wrócić. Jasiu! Tam, w garczku... wyjmij, włóż do konewki i podej!... O!... — oparła się o ścianę — tak mi serce bije...
— To nie leć! — odrzekł chłop z wymówką.
— Nie leć! nie leć!... A ksiądz nie zaczeka!...
Powkładała do koszyka gotowane jajka, które wyniósł chłopiec i poszła poza izbę, krótszym chodnikiem.
— A nie prawdęm gadała? — szepnęła, wcho-