mieszać się w nieswoje rzeczy, gdyby przypadkiem podstawił głowę pod niewylany upust żółci. Opadliby go rozjuszonem gniazdem szerszeni. A ktoś, patrzący z zewnątrz, wydziwićby się nie mógł ich rodzinnej miłości, jak solidarnie napadają, jak jeden za drugiego nadstawia głowę do rozbicia.
Nareszcie Maryna poustawiała ławki na środku izby i dwie miski postawiła na jednej z nich. Łyżek nie podała, żeby mieć powód rozpoczęcia nowej kłótni z «głuchym». Zaczepiony, odwarknął jej parę razy, wreszcie zaczął pluć po swojemu.
— Ino bez obrazy boskie! — karciła ich matka.
Tuzin przezwisk różnorodnych i klątw rzucili na siebie, zanim siedli «bez obrazy boskie» przy misce.
Stary milczkiem przysunął się ku nim, siadł na końcu ławki i sięgnął po największą, ojcowską łyżkę.
Przeżegnał się przedtem i, składając nabożnie ręce, począł szeptać:
— Pobłogosław Ojce niebieski te dary...
— Posuń-ze sie wilcy krztoniu! — zwróciła mu delikatnie uwagę żona, siadając obok z garnkiem maślanki w lewej ręce, którą przylewała do ziemniaków.
Umknął się — poczęli jeść w milczeniu, się-
Strona:Władysław Orkan - Nad urwiskiem.djvu/89
Ta strona została uwierzytelniona.