mie świętego Dawida: „Z winnicy mojej pić będziesz!“...
Tu przerwał i spojrzał po radnych, albowiem mówiąc, oczy miał w sufit wzniesione. I ze zdziwieniem ujrzał śpiące, a oczy i uszy ich były zamknięte... Przejrzał wszystkie szklanki, butelki, pozlewał resztę wina, wysączył do dna tę „esencję dobrego owocu“ i pomyślał chwilę, co ma uczynić; zrobił, co mu rozum podyktował. Pościągał z ławy i ze „zyrdki“[1] wszystkie „płosce“ i serdaki, wyścielił na skrzyni i sam się na nich wygodnie ułożył...
— Żali mam powiedzieć... — zasnął.
Ciemne światło „okopconej“ lampy łączyło się z półcieniami i przedzierając się przez dym, wypełniający izbę, oświetlało matowo czerwone od pijaństwa twarze radnych. Leżało to wszystko jak bydło („nieprzymierzając“). Jeden wsparty łokciami na stole, drugi na krawędzi, trzeci walcząc długo z wąskością ławy, dał za wygraną i ułożył się wygodnie na ziemi, obok skrzyni... Ładny temat do bajki: „śpiący samorząd gminny“.
Czasem tylko z tej chrapliwej muzyki dysharmonijnej wyleciało wyraźniejsze słowo, z myśli, które w drgających jeszcze nerwach sen przejął... I tak się też one objawiały przez sen, jak brzmienia strun najbardziej naciągniętych, kiedy się
- ↑ „Zydrka“ — cienka żerdź pod sufitem, służąca za wieszadło.