— Więc jak ją myślisz w życie wprowadzać?...
— Jak rzekłem. Łącznością, solidarnością można tylko działać. Potrzeba najpierw ludzi, którzyby zainicjowali tę myśl: wszak ona i tak w każdym z was rozumniejszych tkwi... Brak tylko energji! Potrzeba wieców — gdziebyście się zbliżyli, poznali myśli i dążenia każdego... Potrzeba wam pisma, któreby energicznie popierając wasze żądania, dało prócz tego wyraz waszej inteligencji w świetnych artykułach, pisanych przez was samych... Dalej — potrzeba konkursów zawodowych, o nagrodach pieniężnych, by zachęciły biednych a zdolnych — do pracy... Dalej...
— Dobrze, dobrze — przerwał pan Michał — na to potrzeba najpierw pieniędzy, a ten środek chyba nam — przyznasz — najdalszy.
— Po części nie tak daleki, jak się zdaje... Jest was siła — z małych ofiar tysięcznych powstają miljony!... Potrzeba wam tylko ludzi. O, to najważniejsze... Sądzę, że ludzi tych u was nie brak; tylko są oni ukryci; zdolni, inteligentni, a zniechęceni, jak i większość... Tych rozruszają wiece, zgromadzenia, pogadanki — wreszcie owa siła, którą muszą zobaczyć, gdy się złączycie!...
— Optymizm, nic więcej — mówił sucho pan Michał. — Czy nam pozwolą się zgromadzać?... urządzać wiece?... Mamy my czas na pogadanki?... Toć powiedzą, że nam konferencje powinny wystarczyć — i basta...
Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.