sterczący z błota but lub „kerpiec“, zwyczajne obuwie ludu podkarpackiego. Pijany nie dba, kerpiec zostawił w błocie i idzie dalej boso, choć to przecie jeszcze zimowy czas...
Prócz kotłującego różnobarwnego tłumu, toczących się w ciżbie wózków, obłoconych długobrodych hałatników, najwięcej gromadzi się „luda“ przy straganach, jatkach, miejscu dla bydła i przy czerwonej „prepinacyi...“ Tam już największy hałas. Przyjętem jest u ludu, że każdy prawie zbliższa ciągnie na jarmark, czy ma co sprzedać, kupić, czy też nie ma... Przynajmniej pogwarzy ze znajomymi, poskarży się na biedę, dowie się, czy bydło tanie, a co najważniejsza, upije się „przy okazji...“
Tacy, przejrzawszy jarmark, siedzą w „prepinacyi“ do późnej nocy, gdzie biorą czynny udział przy każdym „litkupie“ znajomych sprzedawców... Dobrzy do gwary, do „kompanji“, póki im te litkupy języków nie poplączą i nie zwalą pod ławy karczemne...
Ot, i teraz pełno ludzi w propinacji. Ciżba, zaduch, kotłowanie i hałas nieopisany... Każda izba nabita, w sieni nawet i przed sienią stoją ludzie.
Tu jakaś kobieta ciągnie chłopa za „chazukę“ i wymyśla wrzaskliwie; tam paru czerwonych parobczaków namawia nieśmiałe dziewczęta, by choć na niedługo, „na końdecek“, wstąpiły do izby szynkownej.
Strona:Władysław Orkan - Nowele.djvu/63
Ta strona została uwierzytelniona.